Przełom roku to moment, w którym większość z nas wyposaża się we wszelkiej maści kalendarze – ścienne, biurkowe, książkowe… Ja stawiam tylko na te ostatnie. Najważniejsze jest dla mnie wnętrze: czytelny układ stron i jakieś ciekawe cytaty. Kwestia estetyki okładki to drugorzędna sprawa, bo przecież mogę zrobić sobie własną 🙂
Oczywiście opcji wykonania własnoręcznie obwoluty na kalendarz czy też książkę jest wiele. Można uszyć zdejmowaną okładkę z materiału, filcu albo ozdobić istniejącą okładkę metodą scrapbookingu, decoupage czy też pięknie ją pomalować. Nie pokażę Wam jednak żadnej z tych opcji, bo nie każdy umie szyć czy zna tajemne techniki 😉 W tym roku postawiłam na bardzo prosty lifting okładki mojego kalendarza, który może wykonać każdy z Was w swoim domu minimalnym kosztem czasu i nakładu środków. Zabieg DIY niewielki i prosty, a jakże urokliwy.
Wykorzystane materiały:
- skórzany kalendarz (może być pseudo skóra)
- wodoodporne pisaki
- wydruk z drukarki laserowej
- zmywacz do paznokci i waciki
- konturówka 3D
- aksamitka
- pistolet do klejenia na gorąco
Na początku powstał w mojej głowie zarys okładki z moich marzeń. Chciałam mieć cytat przewodni na cały rok i ulubiony motyw graficzny. Padło na Einsteina i klatkę dla ptaków.
Tekst wydrukowałam jako odbicie lustrzane na drukarce laserowej na zwykłym papierze. Do jego odbicia na kalendarzu użyłam wacika i zwykłego zmywacza do paznokci. Stopień widoczności wydruku można sobie regulować siłą nacisku wacika i jego nasączeniem zmywaczem. Ja chciałam mieć mój cytat dość mocno wyraźny.
Wydrukowany motyw klatki mogłabym odbić w dokładnie ten sam sposób, ale wolałam zachować różnorodność technik. Tym razem pobawiłam się w kalkowanie (ach cóż za powrót do czasów dzieciństwa 😉 ). Tył grafiki pokryłam dokładnie ołówkiem, przyłożyłam kartkę do kalendarza tak by klatka była na wierzchu i tym samym ołówkiem odrysowałam kontury. Wzór był ledwie widoczny, ale to w zupełności wystarczyło, by go pomalować wodoodpornymi pisakami. Niektóre ptaszki dorysowałam sama, by uzupełnić pustą przestrzeń.
W dalszej kolejności przyozdobiłam narożniki konturówką 3D w formie czarnych perełek. Już było pięknie, ale…tu dało o sobie znać moje czepialstwo. Czcionka roku, zarówno pod względem kształtu (kanciata), jak i koloru (delikatniejsze ciemniejsza od tła) nie pasowała mi do całości. Błyskawicznie pomalowałam więc ją na moją modłę, dodając zawijasy tu i ówdzie 🙂 Na koniec, żeby mój kalendarz nie gubił swej zawartości (czyt. wszelakich karteczek, karteluszków) postanowiłam zamocować zamknięcie. Wykorzystałam do tego czarną aksamitkę, którą przyczepiłam za pomocą kleju na gorąco do wewnętrznych stron okładki. I tak oto lifting dobiegł końca, a ze zwykłego kalendarza za parę złotych, mam swój własny, jedyny i niepowtarzalny egzemplarz.
Po raz pierwszy jestem w pełni zadowolona ze swojego kalendarza 🙂 Jeśli i Wam spodobał się mój pomysł DIY na szybką metamorfozę okładki, zachęcam do działania. Oczywiście możecie pobawić się kolorem, dodać koraliki, dżety, drewniane dekory i wszystko co tylko jeszcze wpadnie Wam do głowy.
Z góry dziękuję za Wasze komentarze :*
An.Ka
Efekt świetny. Z czegoś banalnego powstał niepowtarzalny kalendarz. super.
Dzięki 🙂 o to właśnie chodziło
Uwielbiam takie przeróbki! A wygląd okładki “po” jest genialny! 🙂
Dziękuję 🙂
Fantastyczny pomysł! Efekt mnie powalił! Naprawdę WOW!:)
Zdecydowanie tak!