Stał samotnie na jednej z ulic, ledwie trzymając się na nogach…Było jeszcze wcześnie, a tłumek poszukiwaczy “skarbów” gęstniał z minuty na minutę. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi, ale moje oko od razu odkryło w nim potencjał…Uwielbiam takie przedmioty z duszą, które mają za sobą jakąś historię (nawet jeśli jej nie znam 😉 )

I tak prosto z ulicznej wystawki trafił do mnie drewniany taboret (czy też stołek – jak kto woli) – podniszczony, z ubytkami drewna na siedzisku i wyrwaną jedną nogą.

Na pierwszy ogień poszła noga, którą wystarczyło przykleić klejem do drewna. Ja użyłam znanego chyba wszystkim wikolu. Tak prezentował się na początku metamorfozy.

Do odnawiania mebli używam moich ulubionych farb kredowych Americana Decor (i nie jest to reklama, bo nikt mi za to nie płaci :p). Dzięki temu mogę sobie podarować m.in. zdzieranie dotychczasowych warstw lakieru czy farby. Poza tym farby te są ekologiczne i  całkowicie bezzapachowe.

Umyłam zatem porządnie stołek, a następnie przetarłam alkoholem, żeby usunąć ewentualny tłuszcz. Co prawda mogłabym się pokusić na uzupełnienie ubytków drewna, ale nie chciałam z niego zrobić “nówki”. On miał mieć swój “charakter”, by odpowiednio pasował do miejsca przeznaczenia 😉

By pokryć stary kolor wystarczyły 2 warstwy białej farby. Potem lekko przeszlifowałam nierówności papierem ściernym “200”. Stołek miał być w moim ulubionym “starociowym” klimacie, nie obyło się więc i bez mocniejszej przecierki grubszym papierem ( “100”) na narożnikach, przy zagłębieniach, kantach i bardzo lekko na reszcie powierzchni.

Troszkę się wahałam czy na tych działaniach poprzestać i…oczywiście wygrała moja kobieca natura  i  zamiłowanie do kwiatowych motywów. Nie postawiłam jednak na kolor, o nie !  Wystarczył mi czarno-biały wydruk z drukarki laserowej i najzwyklejszy zmywacz do paznokci 😀 Oczywiście mam mnóstwo mediów do transferu grafiki, ale tylko zmywacz (i jeszcze olejek lawendowy) daje mi możliwość kontrolowania nasilenia odbicia. No bo jakże na takim “starociu” miałaby zagościć intensywna czerń :O

Cały mebel na koniec pokryłam bezbarwnym woskiem Americana Decor i gotowe. Zyskałam nowe siedzisko na swoim stanowisku pracy i to za niewielkie pieniądze  🙂

Taką metamorfozę mebla każdy z Was może przeprowadzić sam w zaciszu domowym. Jeśli potrzebujecie jeszcze jakichś dodatkowych wskazówek czy porad z chęcią pomogę. A tych, którzy nie czują się na siłach do zabawy z farbami zapraszam do mojej pracowni – pomaluję Wasz mebelek za Was 😉

Do kolejnej metamorfozy  :*

3 komentarzy "Z ulicy na salony"

  1. Staruszek na pewno jest wdzięczny! Uratowany i ozdobiony pięknie wpasował się w klimatyczne jak widzę miejsce do pracy 🙂

    1. An.Ka pisze:

      Dziękuję. Co prawda, to prawda 🙂 A miejsce do pracy , jak wszystko w moim domku ma swój klimat. Może dlatego, że tak wiele rzeczy tworzę sama swoimi łapkami 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *